A może warto przypomnieć sobie Polskę sprzed 30 lat? W poszukiwaniu popytu dzisiaj

Udostępnij:

Pytanie o przyszły popyt jest kluczowe w wielu rozmowach uczestników „Made in Poland/Wyprodukowane w Polsce”, programu Business Dialog, którego celem jest wzmocnienie siły firm z Polski w przebudowujących się łańcuchach dostaw. Jest tak mimo że doraźnie to podaż jest problemem, na rynku zwyciężają ci, którzy mają towar, a cena jest drugorzędna. Niedobór surowców, komponentów lub pracy jest postrzegany przez jedną trzecią firm z Europy i USA jako bariera rozwoju.

Jednak aktualny popyt jest w dużej mierze efektem rekompensaty za blokady minionych dwóch lat oraz gromadzenia zapasów „na wszelki wypadek”. Ale co potem? Jak będzie normalnie, w ogóle czym będzie to normalnie.

Czy normalnie to jest rynek przesycony, jak w Europie czy Stanach, czy rynek głodny, jak Polska 30 lat temu wychodząca z komunizmu? A dzisiaj gdzie jest takie ssanie jak wtedy w Polsce?

 

Będziemy konsumować więcej czy mniej?

 

Będziemy produkować więcej czy mniej? Na ostatnim warszawskim spotkaniu w Business Dialog również się nad tym zastanawialiśmy. Przedsiębiorcy i menedżerowie spodziewają się, że w Polsce konsumenci będą mieć mniej pieniędzy na zakupy, bo inflacja, wzrost stóp procentowych, no i Polski Ład zmniejszający wynagrodzenia.

Ale jest świat, który w czasie pandemii stał się bliższy, bardziej dostępny, bo cyfrowy i też mentalnie bardziej otwarty na inne oferty niż dotychczas. Potwierdza to wielu przedsiębiorców: w czasach targów i konferencji rynki były mniej dostępne, niż w czasie skype, zooma czy teamsów.

To wszystko prawda, ale to taka prawda mikroskali, a jest jeszcze kontekst makroekonomiczny, generalne przemiany gospodarcze w świecie. Czy wzrost gospodarczy odżyje, przyspieszy, a może już nie wróci?

Na fali pandemicznych refleksji przebija się do głównego nurtu myślenia ekonomicznego teoria mówiąca, że skończył się czas obowiązkowego wzrostu gospodarczego, że wyczerpał się ten model społeczno-ekonomiczny. Rozwój gospodarki w modelu stałego, mimo zdarzających się kryzysów, wzrostu jest znany od 200 lat. Jego głównym motorem jest masowa produkcja przemysłowa. „Wzrost okazał się mechanizmem umożliwiającym z czasem redystrybucję i włączanie do przestrzeni dobrobytu nie tylko klasę średnią, ale także robotniczą. Tym samym stępiony został potencjał rewolucyjnej energii i pracowniczych buntów. Warunkiem kontraktu społecznego, którego efektem stało się państwo dobrobytu, była nie tylko możliwość redystrybucji, ale także optymistyczna wizja przyszłości, w której kolejne pokolenia miały żyć lepiej od swoich rodziców.” – mówi Edwin Bendyk, publicysta „Polityki”, prezes Fundacji Batorego.

 

Wzrost nie sprawdza się już?

 

Jednak już od kilkunastu co najmniej lat w rozwiniętym świecie dzieci nie stają się zamożniejsze od rodziców, zasoby planety wydają się potężnie nadwerężone, kryzysy nierównowagi są zasypywane pustym pieniądzem, który rodzi kolejne kryzysy.

Może to byłoby za mało, aby wyrzec się wzrostu jako modelu gospodarczego, gdyby nie to, że z powodu ambitnych celów klimatycznych i środowiskowych Europa skazała się na bardzo drogą energię, co spowoduje również drogie mieszkania, transport, urządzenia, samochody, itd. Prognozuje się, że będziemy mieszkać w mniejszych mieszkaniach i bliżej jeździć na wakacje. A zatem będziemy konsumować mniej.

Trzecim czynnikiem, który być może spowoduje zmniejszenie produkcji są technologie cyfrowe, dzięki którym łatwiej rozpoznać czego i w jakiej ilości potrzebują klienci, wyprodukować i dostarczyć tylko to, zamiast produkowania nadmiarowo i wpychania towaru klientowi różnymi sztuczkami. Produkcja może być mniejsza, ale bardziej rentowna.

 

Ale jest potężne „ale”

 

To wszystko powyżej to jest punkt widzenia bogatego świata, Europy czy Ameryki. Bogaty może się ograniczać w konsumpcji, może stosować sztuczną inteligencję do prognozowania popytu, może realizować dalekosiężne idee, może poszerzać katalog ważnych dla siebie wartości. Bogaty świat jest zarazem światem ludzi głównie starych, więc z naturalnych przyczyn zmniejszających potrzeby.

Z punktu widzenia bogatego rezygnacja z części konsumpcji jest wyborem naturalnym i etycznym.

Z punktu widzenia biednego, młodego i aspirującego to wzrost konsumpcji jest dobrem, do którego dąży. Postawa bogatego jest dla niego kompletnie nieatrakcyjna i nie wzbudzająca szacunku. “Świat, który nie rozumie aspiracji młodego i niezamożnego, oddaje przywództwo cywilizacyjne” – mówi Dariusz Reda, szef zespołu “Liderzy przyszłości XXI” w programie “Made in Poland/Wyprodukowane w Polsce”.

Połowa świata nie ma prawie nic, a do 10% najbogatszych trafia 52% dochodów. Ten kontekst pokazuje, ile jest hipokryzji – lub naiwności – w nawoływaniu do zatrzymania wzrostu gospodarczego. A może to jest tylko tunelowe myślenie ekonomistów i publicystów, którzy wszak wywodzą się z bogatego świata.

Jaka jest w tym podpowiedź dla polskich przedsiębiorców? „Głodnych” jest więcej, „głodni” mają motywację i odwagę, „głodni” mają otwarte głowy, nie poszatkowane stereotypami. Przypomnijmy sobie polską ekplodującą przedsiębiorczość po obaleniu PRL w 1989 roku i też wszystkie te “koraliki”, które nam –  wyposzczonym komuną – wówczas sprzedano.

Popyt jest ogromny……. poza rozwiniętym tzw. pierwszym światem. Idźmy tam. 

Iwona D. Bartczak