Jak bumerang wraca dyskusja nad wejściem do strefy euro. Na rzecz słuszności tego podejścia przytaczane są ważne i nieważne argumenty.
Mówi się, że wprowadzanie zlikwiduje mozolną czynność przeliczania wydatków z euro na złoty, np. w turystyce. Tak jakby arytmetyka była wiedzą tajemną, a nie nauczaną w szkole podstawowej.
Pada często argument wyeliminowania ryzyka kursowego w handlu z naszymi najważniejszymi partnerami. Tak jakby nie istniał hedging walutowy.
Podkreśla się, że najbardziej rozwinięte kraje mają euro, tak jakby dzięki wspólnej walucie osiągnęły ten stan i dzięki tej walucie dalej się bogaciły szybciej niż Polska. Tymczasem to już najbogatsze kraje europejskie utworzyły wspólną walutę, a wprowadzenie jej w biedniejszych krajach nie wywołało impulsów zmniejszających różnicę zamożności, w ogóle prorozwojowych. Polska w ostatnich latach osiągała drugie najwyższe tempo wzrostu PKB na świecie, po Chinach, a kraje strefy euro bardzo odległe.
Przykład niemiecki
Ostatnio jednak tej dyskusji dodała pieprzu sytuacja w Niemczech, gdzie w wyborach w Saksonii i Turyngii skrajna prawica zanotowała znakomite wyniki, a wynikło to z niezadowolenia Niemców z obszarów b. NRD, które mimo wspólnej waluty i dotacji, jest na dużo niższym poziomie rozwoju i dobrobytu. Częsta jest opinia: „Trzeba było utrzymać przez kilka lat osobną walutę w obu częściach kraju, a w tym czasie gruntownie ulepszyć infrastrukturę, wesprzeć powstawanie małych firm, z udziałem mieszkańców sprywatyzować duże. A przede wszystkim radykalnie zwiększyć produktywność dzięki potężnym inwestycjom przedsiębiorstw, zachęconych atrakcyjnymi kosztami pracy i hojnie udzielaną pomocą.” Wymiana marki wschodniej na zachodnią 1:1 zniszczyła atut niższych kosztów pracy.
Przykład niemiecki powinien dać nam do myślenia, również dlatego że mamy go tuż „za miedzą”, możemy obserwować z bliska.
Jakie zatem mechanizmy uruchamia pojawienie się wspólnej waluty dla obszarów o istotnie różnym poziomie efektywności gospodarki i różnych fazach cyklu koniunkturalnego?
Przegrywanie walki konkurencyjnej
Pojawienie się wspólnej waluty eliminuje mechanizm łagodzący utratę konkurencyjności przez firmy pochodzące z obszaru biedniejszego, mniej rozwiniętego, a rywalizujące z firmami o wyższej efektywności. Niższy poziom rozwoju oznacza niższą efektywność zatrudnionego tam kapitału. Pozbawione ochrony w postaci zmiennego kursu krajowej waluty mniej efektywne firmy bankrutują, a zwalniania siła robocza powiększa bezrobocie – co przez mechanizm pomocy społecznej przekłada się na dodatkowe obciążenie podatkowe dla zatrudnionej części społeczeństwa. W przypadku braku zasiłków lub niewielkich oznacza to znaczne zmniejszenie popytu wewnętrznego. A to jest czynnikiem pogłębiającym spadek koniunktury.
Przegrywanie walki konkurencyjnej oznacza też, ze bilans handlowy pogarsza się (spada eksport, rośnie import). W warunkach istnienia narodowej waluty pogorszenie bilansu przekłada się na osłabienie kursu wymiennego, co poprawia konkurencyjność miejscowej produkcji – staje się ona tańsza dla zagranicznego nabywcy, a dobra importowane drożeją. To przesuwa popyt krajowy na dobra i usługi lokalne. Brak własnej waluty eliminuje występowanie tego łagodzącego mechanizmu.
Waluta wspólna, ale jaka polityka monetarna
Należy również uwzględnić, że gospodarki o różnym stopniu rozwoju działają wg różnych cyków koniunkturalnych i zatem bardzo rzadko znajdują się w tej samej fazie cyklu. Powstaje więc dylemat, dla której części wspólnego obszaru, dopasowana ma być polityka monetarna. Doświadczenie pokazuje, że bliższa sercu centralnego banku europejskiego we Frankfurcie jest koniunktura w Niemczech niż koniunktura w Portugalii czy Grecji.
Również całość premii wynikających z tytułu stosowania hi-tech trafia do bogatych obszarów, bo firmy tam są zdolne do jej wdrożenia i stosowania w swoich modelach biznesu. Chęć realizacji wyższych marż wysysa kapitał z biedniejszych do bogatszych obszarów. Wysysa również siłę roboczą, szczególnie tę wyżej wykształconą. A koszty inwestycji uwzględniające tzw. rachunek ciągniony są wyższe ze względu na brak rozwiniętej infrastruktury.
Co prawda, po stronie ułatwiającej inwestycje są niższe koszty siły roboczej, ziemi, i często surowców. Jednak w cenach surowców ujawniają się znacznie niższe marże niż w produkcji dóbr wysoko przetworzonych. Tę zależność potwierdza fakt, iż liczone w cenach stałych surowce w proporcji do wytworów nowoczesnego przemysłu są najtańsze od ok. 50 lat.
Pułapka zadłużenia – Grecja
Wspólna waluta jest czynnikiem ułatwiającym niżej rozwiniętym gospodarkom wpadanie w pułapkę zadłużenia. Bardzo komunikatywnym przykładem jest Grecja. Wielu analityków podkreśla, iż posiadanie euro ułatwiło uzyskanie gigantycznych kredytów z UE, tym bardziej że przeznaczone były one na początku na zakup broni we Francji i Niemczech. Później z tego źródła finansowano utrzymanie spokoju społecznego. Łatwo pozyskany pieniądz w olbrzymi stopniu był marnotrawiony i konsumowany przez korupcję.
Znacznie niższa efektywność gospodarcza w warunkach istnienia drachmy prowadziłaby do osłabienie jej kursu wymiennego, co przełożyłoby się na koszty greckiego eksportu, w tym istotne koszty usług turystycznych, zwolniłoby to tempo wpadania w pętlę zadłużenia, a zatem i ograniczenie konieczności pokrycia długów Grecji w europejskich bankach. Pokrycie tych długów przez unijnego podatników ostatecznie stało się ratunkiem dla niemieckiego i francuskiego przemysłu zbrojeniowego, a w żadnym stopniu nie przyczyniło się do rozwoju gospodarki greckiej.
Ryzyko betonowania różnic
Wspólna waluta nie eliminuje, lecz betonuje występujące wcześniej różnice rozwoju i nowoczesności, gdyż przenosi możliwości akumulacyjne do bogatszych części wspólnego obszaru walutowego. Gdyby było inaczej to w takich krajach jak USA czy Wlk. Brytania, w których od wieków jest ta sama waluta, już dawno zniknęłyby olbrzymie różnice w rozwoju różnych części kraju. W takich krajach jak Włochy czy Szwecja różnice między północą a południem byłyby wyeliminowane, a nie są pomimo olbrzymich programów pomocowych od ok. 100 lat. Wielce pouczające jest, że pomoc dawnych landów RFN dla dawnych landów NRD przyniosła marne rezultaty i po ponad 30 latach intensywnej pomocy różnice nie zniknęły, a znaczna część publicznej pomocy powróciła do zachodniej części kraju. A groźne tego konsekwencje obserwujemy dzisiaj, jak napisałem wcześniej.