19.10 usłyszałam westchnienie ze strony szefa jednego ze stowarzyszeń w branży motoryzacyjnej, że może lobbing Donalda Tuska – spodziewanego premiera nowego polskiego rządu – w strukturach Unii Europejskiej oddalali widmo obowiązku FitFor55, co bardzo, ale to bardzo przydałoby się polskiej branży motoryzacyjnej nastawionej na auta z napędem spalinowym. Spotkanie było oficjalne, więc może westchnienie dotarło do adresata.
A może urzędnicy Unii Europejskiej sami wyciągną wnioski podczas przeglądu tych regulacji planowanego na 2026 rok. (Na marginesie, nawet jak można się tu spodziewać przyhamowania, to jest to tylko pozyskanie czasu na zmiany w branży, a nie powód do bierności.)
Popyt na samochody elektryczne w Europie i USA jest o wiele mniejszy niż spodziewali się ich producenci… przynajmniej w oficjalnych wypowiedziach. W zasadzie tylko szefowie Toyoty byli sceptyczni i nie bali się o tym mówić. Jednak trudno przypuszczać, że tylko ze strachu przed byciem poza chórem chwalców samochodów elektrycznych dyrektorzy koncernów motoryzacyjnych przygotowali plany produkcyjne, które teraz redukują nawet często nie podając nowych liczb, ile aut wypuszczą na rynek. Volkswagen, Stellantis, General Motors, Ford wstrzymują produkcję, Mercedes obniża ceny. A za nimi idą producenci baterii, np. silnie obecny w Polsce LG Energy Solutions.
Wg badań w USA ponad 50% właścicieli elektryków wraca do aut spalinowych.
Co się stało?
Za główną przyczynę uważa się wycofanie się wielu krajów z dotacji do zakupu samochodu z napędem elektrycznym, np. Norwegia czy Niemcy. Drugą przyczyną jest coraz wyższa cena takiego samochodu, głównie ze względu wyższe ceny surowców. W ciągu ostatnich trzech lat koszt materiałów do wyprodukowania jednego elektryka stał się prawie trzy razy wyższy niż koszt surowców do samochodu spalinowego.
Jest jeszcze kilka innych przyczyn, m. in. brak rynku używanych samochodów elektrycznych. Jeśli ten rynek nie będzie działał prawidłowo, nie nastąpi masowe przejście nowe elektryki.
Ile jest wart używany elektryk?
W przypadku samochodu spalinowego już wiek samochodu i jego przebieg sporo nam powiedzą, jednak nie przypadku elektryka: tutaj wiek i przebieg nic nie znaczy. Jego wartość w największym stopniu zależy od stanu akumulatora, który jest jego najdroższą częścią (ok. 40% ceny): zasięgu jazdy i zdolności utrzymywania ładunku.
Stan akumulatora zależy od jego traktowania. Zbyt częste ładowanie, ładowanie, gdy akumulator jest prawie pełny, pozostawianie go na dłuższy czas w pełni naładowanego powoduje szybsze jego zużywanie się. Złe lub dobre nawyki właściciela robią nawet 30procentową różnice na każde 100 tys. km.
Ostatnio powstało sporo startupów, pracujących nas rozwiązaniami do testowania i oceny stanu używanej baterii. W niektóre z nich zainwestowały koncerny motoryzacyjne. Problem – i szansę rynkową – dostrzegły również tradycyjne firmy certyfikujące w Europie i zaczęły wprowadzać je w warsztatach. Są też dostępne w Polsce. A Polska jest 6 na świecie producentem baterii, więc można przypuszczać, że ma kompetencje, aby takie rozwiązania i u nas powstały. Na razie jednak wpuszczamy rozwiązania niemieckie.
W Europie i USA ceny używanych elektryków spadają, podczas gdy ceny używanych pojazdów spalinowych rosną. To tym bardziej obniża motywację do zakupu samochodu elektrycznego.