Recesja? Raczej kilka równoległych i głębokich procesów zmian

Udostępnij:

Zakotwiczyliśmy się na pojęciu „recesja”. Publicyści, ekonomiści, analitycy, politycy spierają się czy jest ta recesja czy jej nie ma, a jak nie ma, to czy zaraz będzie czy nie będzie. A techniczna, a realna, a nietypowa, itd itd. W USA toczą się nie kończące się dyskusje, w Unii, w Polsce. Bo nic się nie zgadza.

Zatrzymajmy się na przykładzie amerykańskim. Szacunki mówią, że gospodarka USA mierzona produktem krajowym brutto mogła się skurczyć od kwietnia do czerwca. Spadek nastąpił także w okresie od stycznia do marca, czyli przez dwa kwartały z rzędu. Zgodnie z powszechnie przyjętą definicją oznacza to, że największa gospodarka świata znajduje się w recesji.

Ale jest ale….. Aby mówić o recesji trzeba jeszcze odnotować spadek płac i wzrost bezrobocia, tymczasem nic takiego się nie dzieje. Wzrost liczby miejsc pracy pozostaje silny, pracodawcy zatrudniają więcej niż oczekiwano i podnoszą płace.

W Polsce notujemy wzrost PKB, ale jest to głównie wzrost zapasów. Nie rośnie liczba miejsc pracy, ale nie rośnie też bezrobocie. PMI spada, ale historycznie rzecz biorąc tylko w połowie przypadków spadek PMI korelował ze spadkiem PKB, więc na dwoje babka wróżyła.

W sytuacji dostatku danych na każdą interpretację sytuacji gospodarczej, każdy wybiera sobie co chce widzieć i tym się kieruje, np. Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP twierdzi następująco: „Ceny surowców mocno w dół, indeksy akcyjne w Europie i USA głęboko na minusie, rynkowe stopy procentowe na świecie w dół. Globalny rynek mówi wyraźnie: grozi nam globalna recesja.” A globalny rynek nic takiego nie mówi wyraźnie, globalny rynek co najwyżej przypuszcza.

To co się dzieje? Trzy rzeczy na raz

W każdej gospodarce zachodu, włącznie z polską, są takie niekonsekwencje. Wynikają z nakładania się  na siebie kilku odrębnych łańcuchów przyczynowo-skutkowych, co powoduje że w tym samym czasie ujawniają się zjawiska ze sobą nie powiązane z tych różnych łańcuchów, powodując kompletną dezorientację tych, którzy chcieliby widzieć jedną, spójną narrację gospodarczą.

Moim zdaniem trzeba rozważyć trzy takie łańcuchy:

  1. Krótkotrwałe zawirowania wynikające z sytuacji pandemicznej, które zostały mylnie potraktowane jako trendy, które zostaną na stałe i będą się tylko wzmacniać. Za tą oceną poszły albo inwestycje, albo zwolnienia, co dzisiaj skutkuje ogromnymi zaburzeniami. Ale to bez wiekszego znaczenia na przyszłość.
  2. Kumulacja różnych konfliktów i ambicji politycznych, szczególnie eskalacja rywalizacji mocarstw – USA, Rosja, Chiny, które faktycznie zmieniają szlaki handlowe, centra produkcyjne oraz międzynarodowy podział pracy i wartości dodanej. Głównymi narzędziami zmiany jest przemoc, spekulacja, szantaż, techno-nacjonalizm, propaganda, sankcje, regulacje.
  3. Destrukcyjne oddziaływanie mediów mające dwie główne cechy: powierzchowność wynikająca z braku wiedzy, ale też z łatwości manipulowania takim autorem opinii oraz nadmierne wzmacnianie nawet słabych sygnałów, ale mających potencjał rozhuśtania wielkich emocji (po prostu w celu klikania, komentowania, udostępniania, itd., na czym na ogół opiera się model biznesowy mediów). W efekcie nastroje bardziej oddziałują na decyzje biznesu, konsumentów, urzędników, polityków niż fakty. I dzieje się to w formule “byczego bicza” (coraz silniejsze wzmocnienie małego bodźca).

Świetnym przykładem na punkt nr 1. jest ecommerce. W czasie obostrzeń i lockdownów pandemicznych ludzie masowo zaczęli korzystać z zakupów internetowych, a także rozrywki, sportu, fitnessu. Wyglądało na to, że to jest nieodwracalny trend. Firmy masowo inwestowały w rozwiązania informatyczne i logistyczne obsługujące ten model handlu. Dzisiaj już wiadomo, że nie jest to trwałe zjawisko, w każdym razie nie w takiej skali. Ludzie kupowali online, kiedy nie chcieli. Naturalny stan zakupów nie jest online. Jednak ludzie wolą zakupy i ćwiczenia w normalnej fizycznej przestrzeni, ecommerce, owszem, będzie się rozwijał, ale w tempie znacznie wolniejszym niż sądzono po reakcjach konsumentów w czasie lockdownów.

Pomylili się zarówno najwięksi globalni gracze jak np. Amazon, jak i lokalne firmy, np. polskie VRG.

Nadwyżka powierzchni magazynowej Amazon dała 10 miliardów dolarów dodatkowych kosztów w pierwszej połowie 2022 roku. Cena akcji firmy spadła o ponad jedną trzecią. Amazon  pracuje nad podnajmem co najmniej miliona metrów kwadratowych nadwyżki powierzchni magazynowej, odroczeniem budowy nowych obiektów na gruntach zakupionych przez Amazon i znalezieniem sposobów zakończenia lub renegocjacji umów najmu z zewnętrznymi właścicielami magazynów oraz  zmniejsza liczbę pracowników, która w czasie pandemii podwoiła się.

Janusz Płocica, prezes VRG (właściciel m.in. marek Vistula, W.Kruk, Bytom) mówi: „Spadki zamówień online oraz spowolnienie rozwoju segmentu e-commerce w ostatnich miesiącach to globalne zjawisko, jednak Europa odczuła ten trend wyjątkowo silnie. Sprzedaż on-line spada w każdej kategorii, ale najbardziej ucierpiały segmenty fashion, tekstylia i obuwie.” Nie podaje konkretnych liczb. Co ciekawe, są to jednocześnie branże, które mają największy potencjał w sprzedaży online, zatem trzeba tak korygować postępowanie, aby z jednej strony  ograniczać koszty i inwestycje, ale jednocześnie nie utracić udziału w tym rynku.

Jeśli dyrektor generalny Netflix nagle martwi się o wielomiliardowe inwestycje w usługi przesyłania strumieniowego, bo spada popyt na te usługi, to może sobie udzielić dwóch odpowiedzi o przyczyny tego spadku, a następnie w zależności od tego, którą wybrał, będzie realizował zupenie inną strategię działania, niż w przypadku drugiej odpowiedzi. A zatem czy przeszacował skalę wzrostu i trwałość zapotrzebowanie na te usługi kierując się popytem podczas pandemicznych blokad albo czy raczej to gospodarka weszła w tryb recesja, który zmniejsza popyt na te usługi, ale tylko chwilowo, a potem wróci na ścieżkę zapoczątkowana w czasie pandemii. A więc chodzi o to czy coś jest trwałą zmianą czy chwilową reakcją na bodziec.

 

Zaburzenia w łańcuchach czy raczej nowy podział pracy

 

Punkt 2. zawiera przede wszystkim skutki wzrostu Chin do pozycji mocarstwowej i ambicja objęcia pozycji nr 1, oczywiście, kosztem USA i dolara jako waluty światowej. Również Rosja zakwestionowała swój dotychczasowy status, dopominając się o pozycję rozgrywającego w Europie.

To, co nazywamy popularnie zaburzeniem łańcuchów dostaw czy skracaniem łańcuchów dostaw, przynależy do dwóch porządków. Krótkoterminowo jest działaniem gospodarczym mającym na celu zwiększenie bezpieczeństwa biznesu oraz zdyscyplinowania kosztów transportu, pracy, energii. W tym porządku znajduje się gromadzenie zapasów i inwestycje produkcyjne czy logistyczne, nieodległe geograficznie od kluczowego punktu w biznesie.  Nie ma tu nic szczególnego, dalej działają reguły gospodarcze, rynkowe.

Na działania w powyższym porządku nakłada się konieczność wprowadzenia kluczowych zmian wymuszonych geopolityką i technologią. Należy do nich friendshoring, czyli inwestycje blisko, a ponadto w kraju z własnego sojuszu politycznego, starego lub na nowo się kształtującego. Podobnie ma się sprawa z technologiami np. cyfrowymi czy energetycznymi. Na wybór danej technologii wpływa w równym stopniu jej jakość czy funkcjonalność, jak i to kto – jakie państwo – jest jej właścicielem, czy jest ono w naszym obozie politycznym. Klasycznym przykładem jest wybór dostawcy 5G. Techno-nacjonalizm obejmuje nie tylko zakup technologii, ale także badania, naukę, uczelnie, studentów, naukowców, centra kompetencyjne, łańcuchy wartości z daną technologią w centrum.

Ciekawy przykładem jest branża motoryzacyjna, w której krótkotrwały niedobór mikroprocesorów posłużył do przestawienie się „starych” koncernów motoryzacyjnych na samochody elektryczne, a nowym, głównie azjatyckim, producentom pojazdów elektrycznych dał mega napęd do rozwoju i skutecznej rywalizacji z amerykańskimi i europejskimi producentami, w tym Teslą. Pojazdy elektryczne to calkiem nowy łańcuch wartości, nowi dostawcy, wyższa rentowność, inny podział pracy. Oczywiście, jest to też mnóstwo różnych problemów i ograniczeń, ale można je potraktować jako przestrzeń do innowacji. Dużą rolę odgrywają tu też regulacje, zwłaszcza w Europie, pomagające nowym graczom poprzez regulacje środowiskowe. Pisałam o tym w artykule “Brak mikroprocesorów jako narzędzie wzrostu rentowności firm motoryzacyjnych”

Jednym z cenionych narzędzi, które dzisiaj są w grze jest głód. Blokowanie pszenicy z Ukrainy czy zamykanie przez Rosję korytarzy humanitarnych z Syrii do Turcji jest grą na destabilizację świata, na uwolnienie lawiny uchodźców, która pognębi Europę, wykluczy ją z globalnej rywalizacji.

Blokady covidowe w Chinach są też grą na wycieńczenie Zachodu i zbudowanie nowych zasad gospodarczych w świecie z dominującym juanem i chińską technologią. Europa jest zakładnikiem Chin w wielu dziedzinach, w tym energetycznej jako czołowy producent paneli, choć to USA je wynalazły w latach 50tych do zasilania satelitów i statków kosmicznych, ale odkilkudziesięciu lat już ich prawie nie produkują. Chiny natomiast potrzebują surowców do zakładanego rozwoju, dlatego potrzebna im jest Rosja i Afryka. Więcej o chińskiej strategii pisałam  tutaj “Strategiczne duszenie konsumpcji i eksportu, czyli Chiny grają w recesję na Zachodzie”.

Spekulacji w świecie mamy też pod dostatkiem, np. benzyna, węgiel i energia w Polsce. Z wywiadu, jakiego prezes Urzędu Regulacji Energetyki udzielił w czerwcu “Rzeczpospolitej” wynika, że w przyszłym roku ceny energii będą zdecydowanie wyższe od obecnych, już przecież bardzo wysokich. Jednak eksperci nie widzą powodów kolejnych drastycznych podwyżek. Energia w przyszłym roku kosztować ma co najmniej 1200 złotych za MWh (megawatogodzinę). Tymczasem producenci energii mają zapasy węgla (ostatnie kłopoty związane z embargiem na węgiel z Rosji dotyczą odbiorców indywidualnych oraz małych ciepłowni i elektrociepłowni), nie mamy też żadnego skokowego wzrostu cen uprawnień do emisji CO2. „Ceny, które już dziś przekraczają 1000 złotych za MWh nie mają żadnego uzasadnienia” – mówi Sylwia Koch, ekspertka gsscert.com w Interii.

Punkt trzeci powoduje przede wszystkim unieważnienie opinii publicznej, bo ona po prostu ma poglądy najsilniejszego gracza propagandowego. Media są pasem transmisyjnym. Że są jakieś różne opcje polityczne między mediami czy autorami jest prawie bez znaczenia, bo różnice dotyczą drugorzędnych i dziesięciorzędnych spraw, a nie tych o które toczy się gra w świecie, w Europie, w Polsce. Żeby dokopać się do istoty zachodzących procesów, trzeba wiele czasu, kontaktów, woli, niebanalnych zasobów intelektualnych, a na to żadnych mediów nie stać. Nie ma czwartej władzy.

 

Iwona D. Bartczak

 

ps. Proponuje spojrzeć także na świetny – tym razem krótki 🙂 – komentarz Zbigniewa Sobkiewicza o znaczeniu PMI

Fala spadków….. ale czy aktualny PMI wiele nam mówi o koniunkturze w przyszłych okresach?